Ten szlachetny - część V

Grubciu

Ten szlachetny - część V

Przepraszam za tak długą przerwę, lecz nie miałem zbyt dużo czasu. Wrzucam kolejną część.

Rozdział V

-Jesteś pewien, panie? – powiedział męski głos.

-Czyżbyś podważał moją decyzję? – odpowiedział mu jeszcze niższy głos.

-Nie, ja… już sam nie wiem. Chłopiec może się nam przydać, ale tego pewien nie jestem.

-Będzie z niego doskonały niewolnik, a kto wie, może i wojownik Ramiosu.

Astner otworzył oczy. Znajdował się w ciasnej, obskurnej celi. Leżał na twardym łożu. W sumie rozpadające się deski przytrzymujące kawałek materiału ciężko było nazwać łożem. Cela była ciemna, wykonana z cegieł. Obok łoża leżała miednica. Nie było w niej okna, tylko z trzech stron brudne ściany, a z naprzeciw łóżka kraty, przez które można było się tu dostać. Astner wstał.

Miał na sobie to samo ubranie co podczas najazdu na jego rodzimą wioskę. Ubranie miał całe poszarpane, prawdopodobnie od wleczenia go tu. Gdy jego nogi dotknęły podłogi, coś chlupnęło. Koło łoża stała kałuża brudnej wody, która ściekała po ścianie. Chłopak z obrzydzeniem ominął ją i podszedł do krat.

Ciemny korytarz, do którego dołączone były cele identyczne jak jego. W prawie każdej ktoś się znajdował, z wyjątkiem tej naprzeciw niego. Astner powrócił na deski. Siedział tak chwilę, rozmyślając o ostatnich wydarzeniach, lecz głowa bolała go tak bardzo, że nie był w stanie myśleć zbyt długo. Wiedział jednak, że jego dom wraz z całą osadą zostały zniszczone. Wtem usłyszał stękanie krat. Jakiś grubszy człowiek z tacą pełną misek z jakąś potrawą otworzył drzwi do celi i położył na podłodze jedno z naczyń wraz z łyżką. Trzasnął drzwiami i poszedł do następnej celi.

Astner podszedł do jedzenia. Wyglądało to jak wymiociny z sosem. Rozpoznał tam jakieś mięso, kapustę, jakąś marchew i kromkę chleba, a to wszystko zamoczone w wodzie.. Na sam widok zrobiło mu się niedobrze, lecz jego brzuch zaprotestował. Walcząc z głodem wziął jednak miskę. Nałożył nieco potrawy na łyżkę i włożył do ust. Woda była kwaśna jak cytryna. Pomijając ten fakt zaczął przeżuwać. Żylaste mięso i czerstwy chleb były strasznie twarde. Astner próbował rozmoczyć chleb w wodzie, lecz nawet to nie pomagało. Jedynie marchew wydawała mu się zjadliwa. Konsumował chwilę jedzenia, gdy żelazne, zakratowane drzwi do celi znów stęknęły. Tym razem wszedł przez nie człowiek ubrany w niezwykle czystą i ozdobioną zbroję. Czarny pancerz z niebieskimi pasmami w znanymi Astnerowi trójkątami na piersi. Spodnie także miał opancerzone. Tak samo rękawice.

-Mam nadzieję, że smakuje ci jedzenie, drogi chłopcze.

Chłopak znał ten głos. Próbował pominąć niezwykle uciążliwy ból głowy i przypomnieć sobie, do kogo on należy. Nagle zaświtało mu w głowie. To ten sam człowiek, który wydał rozkaz pojmania go!

-Nic nie mówisz? Czemuż to? Chyba nie jesteś na mnie zły, że oszczędziłem twoje życie? Jedz sobie, jedz. Musisz nabrać sił. Nie bój się, wyjdziesz z tej celi, kto wie, może nawet jeszcze dziś. Ale musisz być grzeczny! Jeden fałszywy ruch i koniec!

Astner dokończył posiłek i położył miskę na kolanach.

-Już skończyłeś? Straż!

Wtem jeden z żołnierzy uzbrojonych jak ci, z którymi walczył wbiegł do celi i zasalutował.

-Tak generale?

-Zabierz tę miskę.

-Tak jest! – orzekł, po czym wziął miskę i popędził w głąb korytarza.

Generał znów zwrócił się do Astnera.

-Jak ci na imię, chłopcze?

-Astner – odpowiedział mu nieśmiało.

-Więc, drogi Astnerze, zostało ci darowane życie, lecz musisz nam przyrzec wierność. My cię oszczędzamy, ty dla nas pracujesz – proste, nie?

Chłopak spojrzał na niego, nie wiedząc co ma teraz począć.

-Dobrze, więc swoją wdzięczność okażesz nam najpierw poprzez wymycie kuchni. Straż!

Tym razem pojawiło się dwóch żołnierzy.

-Tak panie generale? – zapytali jednocześnie.

-Zabierzcie tego chłopca do kuchni i dajcie mu ścierki. Przypilnujcie też, by wypełnił polecenie.

-Oczywiście!

Jeden z nich chwycił Astnera za ramię. Chłopak lekko się opierał, lecz żołnierz był zdecydowani silniejszy. Gdy chwycił go drugi, uległ. Dał się poprowadzić przez korytarz. Mijali cele, w których siedzieli przypatrujące się mu oczy.

-Co z nim zrobią? – spytał jeden.

-Pewnie uwolnią. Szczęściarz jeden. – odrzekł drugi.

-Głupiś! Na pewno go na śmierć niosą! Biedaczek jeden! – powiedział trzeci.

-Śmierć? Chyba sobie żartujesz! – wszczął kłótnię drugi – Na pewno go uwolnią! Ja też chcę wyjść! Wypuśćcie mnie! – tu zaczął potrząsać kratami.

-Cisza! – wrzasnął jeden ze strażników uzbrojony w halabardę.

Podszedł do awanturnika i uderzył go w brzuch nieostrym końcem broni. Ten upadł na ziemię, zwijając się z bólu.

Więcej Astner ni dostrzegł, gdyż dotarli do wielkich, żelaznych drzwi. Otworzyły się ze skrzypieniem. Wtedy dotarli do drugiego korytarza. Tam jednak nie łączył on cel, lecz coś w rodzaju izb. Minęli kilka z nich, kiedy to dotarli do ostatnich z prawej strony. Przeszli przez próg.

Kuchnia była biała, pełna półek, naczyń i tym podobnych. Znajdowali się tam dwaj kucharze, którzy spojrzeli groźnie na Astnera. Poczuł się on zagrożony.

Strażnicy rzucili go na podłogę. Jeden z nich schylił się do szafki, z której wyjął wiadro i brudną ścierkę. Do wiadra nalał zimnej wody i wszystko postawił koło chłopaka.

-Podłoga ma lśnić! Nie wyjdziesz stąd, dopóki nie będzie można z niej jeść!

Astner chwycił ścierkę, zamoczył w wodzie zaczął myć podłogę.

Trwało to ze trzy, cztery godziny, kiedy strażnicy uznali, że jest wystarczająco czysto.

Chwycili zmęczonego chłopaka i wynieśli z powrotem do celi. Mijając znajomych więźniów, znów została wszczęta kłótnia, którą natychmiast wstrzymali strażnicy. Wojownicy puścili chłopaka dopiero w jego celi. Zamknęli drzwi i wyszli.

Chłopak doczołgał się do łoża. Wsparł się na nim i położył. Ręce bolały go niemiłosiernie, a głowa miała mu zaraz eksplodować. Leżał tak chwilę, po czym zasnął.

0 △|▽