Starość nie radość

Vicious

Starość... nie radość

Leżał sobie kiedyś na pewnej półce album, oprawiony w ciemnoczerwoną skórę. Stary bardzo, zniszczony troszeczkę, choć otwierany rzadko, okazyjnie. Tylko przeze mnie. Album ten leżał sobie w szafie, do której zaglądano rzadko, która otwierana była zaledwie kilka razy i to tylko po to, by upchnąć tam kolejne niepotrzebne i zbędne rzeczy, które budziły we mnie sentyment lub które mogłyby się kiedyś przydać. Oczywiście, większości przedmiotów dotyczyła pierwsza opcja - sentymenty.

Album zawierał zdjęcia, dużo zdjęć. Sporo ładnych, bardzo pięknych można rzec. Były one jednak takie tylko dla mnie, bo tylko we mnie budziły wspomnienia i myśli.

Zaglądałem do nich rzadko, bardzo rzadko. W całym swym życiu... dwa razy.

Dziś otworzyłem album po raz trzeci.

Wstałem z łóżka w środku nocy, około trzeciej. Nie mogłem spać, przekręcałem się z boku na bok, a sen nie przychodził.

Wstałem więc, zawędrowałem do kuchni, zrobiłem sobie herbatę, gorzką, mocną i usiadłem w salonie, przed wyłączonym telewizorem. Siedząc tak, rozmyślając o niczym konkretnym, do mojej głowy wpadła nagle jedna myśl, jedno słowo. Album.

Kilka minut później siedziałem więc już przy stole, z albumem przed sobą i kubkiem herbaty obok. Ręką starłem grubą warstwę kurzu, zakasłałem lekko i otworzyłem album.

Z pierwszej strony uśmiechała się do mnie brunetka, niska dość, młoda, a jakże, jakoś w wieku lat szesnastu. Dość krótkie brązowe włosy, a także brązowe oczy, drobny zadarty nosek, wąskie usta i lekki uśmiech. Dominika.

Uśmiechnąłem się.

Dominika, moja pierwsza dziewczyna.

Zacząłem przypominać sobie powoli mój związek z nią, wspólne spacery, przytulasy, buziaki, pocałunki, poważne rozmowy i droczenie się. Zagłębiłem się we wspomnienia, by po chwili się z nich wynurzyć. Rozstaliśmy się szybko, po kilku tygodniach. Zdradziłem ją. Moja jedyna zdrada. Żałowałem tego cholernie, ale co zrobić. Młodość, hormony, głupota i brak rozsądku.

Na drugiej stronie kilka notatek, prywatnych, których nie przytoczę, dwa inne zdjęcia.

Przewróciłem kartkę.

Sonia.

Moja druga dziewczyna i pierwsza ukochana. Lat siedemnaście. Rude, ogniste wręcz włosy, złociste oczy, w które lubiłem patrzeć, piękna twarz o bladej cerze. Ach, ostra dziewczyna. Kolejny raz powróciłem myślami do czasów młodości, kolejny raz do tyłu, w przeszłość. Spacery nocą, długie rozmowy, wspólnie spędzane noce, pierwszy stosunek płciowy, wspólne plany na przyszłość i nagle... koniec, biała plama, koniec nas, koniec naszego związku. Poszło o zabawę, o alkohol, dragi, zbytnią swobodę i w ogóle, lipa jak cholera.

Jedna łza spłynęła po moim policzku. Wzdrygnąłem się. Nie sądziłem, że jestem aż tak sentymentalny, że jestem aż tak ludzki.

Odkaszlnąłem, wziąłem łyk herbaty i przewróciłem kolejną kartkę.

Westchnąłem ciężko.

Ze zdjęcia przede mną uśmiechały się do mnie dwie osoby. Madzia - trzecia moja dziewczyna, równie piękna co dwie poprzednie i... ja sam. Jacek Sz, młody Jacek Sz, uśmiechający się do mnie, wprawił mnie w głęboki szok.

Palcami dotknąłem fotografii, swojej postaci. Młody chłopak, z nastoletnim zarostem, ładnie ułożonymi włosami, z dobrą figurą i sporą ilością pryszczy na twarzy. Jednakże, młody, zdrowy, zdolny do imprezowania i flirtowania z dziewczynami. Mający dziewczynę, kumpli, swój styl, optymizm i pomysły na życie.

Zapłakałem cicho.

Sięgnąłem po papierosy leżące na stole, niedaleko. Wziąłem jednego, włożyłem do ust, zapaliłem i zaciągnąłem się. Po kilku minutach uspokojony już trochę, zgasiłem spaloną fajkę.

Wstałem.

Skierowałem się do łazienki.

Stanąłem przed kiblem.

Poczekałem kilka minut aż w końcu mocz zaczął lecieć. Ach, ta prostata.

Podszedłem do umywalki i włożyłem ręce pod kran, w celu umycia ich.

Spojrzałem smutno w lustro. Patrzył z niego na mnie jakiś stary dziad. Prawie łysy, niedokładnie ogolony. Gruby. Gruby i tłusty. Pomarszczony. Z plamami na twarzy i szyi, z żółtymi zębami i zwisającymi policzkami. Ofiara raka płuc, nałogowy palacz i bliski śmieci człowieczek. Ktoś, kim nigdy nie chciałem być.

- Umrę w wieku dwudziestu sześciu lat - zaśmiałem się, patrząc na Sonię - No, ewentualnie dożyję trzydziestki piątki. Nie chcę żyć dłużej, nie chcę być stary. To musi być straszne.

Wspomnienie, które tak nagle mnie uderzyło, zniknęło równie szybko, zostawiając mnie oszołomionego i roztrzęsionego, z bólem głowy.

Otworzyłem szafkę nad kranem, trzęsącymi się rękoma wyjąłem kilka opakowań. Po chwili znalazłem odpowiednie tabletki, wyjąłem dwie i połknąłem. Ot, na uspokojenie.

Wróciłem do pokoju i suche usta skropiłem resztką herbaty.

Przez następne kilkanaście minut oglądałem resztę zdjęć, resztę zawartości albumu.

O, tu Zuza, taka ładna i porządna nawet dziołcha. Pamiętałem ją całkiem dobrze, zresztą, jak wszystkie swoje byłe. Zerwałem z nią po około trzech miesiącach, z dość prostego, ale także trochę zawstydzającego mnie powodu. Znudziło mi się. Zerwałem w dodatku przez telefon, żenujące. No, ale co zrobić.

jadę dalej.

Tu ja, znów, i druga moja ukochana, Marceliną zwana. Do oczu napłynęły mi łzy, policzki się zatrzęsły, a przez moje ciało przeszły dreszcze. Druga ukochana, druga i ostatnia, bodajże. Kochałem ją bardzo, całym swym sercem, całą czarną duszą. Rozstaliśmy się, rzuciła mnie, po jakimś czasie. Nie pamiętałem dokładnie po jakim, ale chyba byłem z nią trochę dłużej niż z innymi. A przynajmniej, chciałbym, żeby tak było.

Rzuciła mnie, nie wiem, czemu. Mogę się jedynie domyślać, jak zawsze.

Przewróciłem kolejną kartkę. I kolejną, i kolejną, i sporo następnych.

Była tu Martyna, była Kaśka, znalazłem Madzię, Karolinę, dwie Ewy i jedną Bognę. Z niektórymi sam zerwałem, znaczna część mnie opuściła, poznawszy mnie lepiej i pełniej. Chyba nigdy nie byłem dobrym chłopakiem.

Oglądałem, myślałem, wspominałem.

Wprawiało mnie to w osłupienie, w złość na samego siebie, w irytację, w szczęście, zadumę, radość, nostalgię. W wiele uczuć, sprzecznych lub też nie, w wiele uczuć, i pozytywnych i negatywnych. Wszystkie dziewczyny bardzo dobrze pamiętałem. Za dwoma cholernie tęskniłem. Za resztą nie.

Jednakże, z prawie każdą dziewczyną powracał jeden temat, jedna rozmowa. Z prawie każdą rozmawiałem o planach na przyszłość. Prawie każdej mówiłem, że umrę przed czterdziestką, prawie każdej obiecywałem swą wczesną śmierć. Prawie każdą okłamałem.

I zawiodłem samego siebie.

Dreszcze wstrząsały ciałem, łzy leciały, oczy błyszczały, wargi drżały, pusty kubek spadł na podłogę, ręce się trzęsły. Umierałem psychicznie. Chociaż... Nie. Umarłem psychicznie już dawno. Bardzo dawno temu.

Teraz żyło tylko moje ciało. Pusta powłoka ukrywająca brak człowieczeństwa i humanizmu. Pusta powłoka, pełna zmarłego bólu, smutku, rozpaczy, irytacji i złości. Na samego siebie. Pusta skorupa pełna utraconej nadziei i niewypełnionej obietnicy złożonej samemu sobie.

Po kilku minutach wstałem i wróciłem do łazienki.

Wyjąłem wszystkie tabletki, jakie miałem. I wszystkie wziąłem.

I padłem zemdlony na podłogę, uderzającym tłustym i zwisającym policzkiem o zimne kafelki łazienkowe.

Gruby, stary, tłusty, pomarszczony, nieszczęśliwy i samotny starzec, marzący o powrocie do lat swych młodości i żałujący, że nigdy nie zdobył się na samobójstwo, w końcu umarł. W końcu był wolny.

Znaleziono go po dwóch tygodniach, gdy smród na klatce w bloku stał się nie do zniesienia i troskliwi sąsiedzi zadzwonili na policję i pogotowie.

Pogrzeb starego się nie odbył. Nie miał on rodziny, nie miał za dużo pieniędzy, nie miał nic, poza dużym, pustym mieszkaniem, które cuchnęło śmiercią, nietrzymanym moczem i dymem papierosowym.

Nie ma dotkliwszej boleści niźli dni szczęścia wspominać w niedoli.

2 △|▽

  • Kitiara (+1): I tak nie zaliczy.;C
  • Naczęsław Ścibor (+1): odstaw te leki.
Ślub
Poprzedni wpis

Komentarze (5):


Alijaa

Wstrząsające, że tak widzisz swoją przyszlość... Żadne dzieło nie powstaje bez przyczyny.

1 △|▽

  • Deseven (+1): Idąc tym tokiem rozumowania mam predyspozycje do napisania całej sagi o psychopacie. :D

Naczęsław Ścibor

Przestań smutać 😁 Daj coś pozytywnego, bo jeszcze mnie rozczulisz.

0 △|▽


    Sterin

    "Pamiętałem ją całkiem dobrze, zresztą, jak wszystkie swoje były."

    Wnoszę, że chodzi tu o dziewczyny więc "byłe". 🙂

    Opowiadanie przepiękne, ale smutne. Bardzo ciekawy pomysł z opisaniem życia Jacka w postaci wspomnień na podstawie albumu. Brawo.

    1 △|▽

    • Vicious (+1): dzięki za błąd.

    Deseven

    Chyba najlepsze opowiadanie z tego tematu. Albo ja po prostu uwielbiam takie klimaty, brakuje tylko by został seryjnym mordercą. Czy tylko mi się wydaje czy pierwsze opowiadanie i to się łączą ze sobą? Ogólnie zaskoczyło mnie że Vicious pisze takie opowiadania, czekam na książkę twojego autorstwa. 😁

    1 △|▽

    • Alijaa (+1)

    Kitiara

    Zestaw przymiotników dla Ciebie: dojrzałe, okrutne, bolesne, bardzo, bardzo dobre, wciągające, ZASKAKUJĄCE. Haha 😁. Obrosłeś już w piórka?

    Jeśli to Marcelinowy wpływ, to przypieczętowałeś Tyrmandowy los. Chociaż to opowiadanie jest bardziej z Andersena, kiedy pisał o człowieku kolekcjonującym kwiaty...

    1 △|▽

    • Vicious (+1): nigdy nie jestem pewien, jaką opinię mi wystawisz, ale zawsze cieszę się z każdej. z pozytywnych za to czerpie sporą radość. dziękuję bardzo, Kit ;>