Przygody Igora - część II
Sterin
Dwudziesty grudnia. Dzień wyczekiwany przez wszystkich z napięciem. Zaczęło się niewinnie. Za oknem zalegały masy śniegu, które spadły przez noc. Słońce słabym światłem oświetlało osiedle.
- Puk! Puk! Puk! - usłyszał Igor będąc jeszcze jedną nogą w wymiarze snów.
Naciągnął poduszkę na głowę, ale pukanie było coraz bardziej natarczywe. Ze złością wstał z łóżka. Lekkim szarpnięciem otworzył drzwi. Zobaczył w nich dwóch funkcjonariuszy policji.
- Jest pan spakowany? - zapytał jeden.
- E, nie? I nie zamierzam. Wypchajcie się.
Policjanci spojrzeli na niego z politowaniem.
- Pan chyba nie zdaje sobie sprawy z tego, w jakim niebezpieczeństwie jesteśmy.
- Mam to gdzieś! Teraz zależy mi tylko na tym, żeby się wyspać - powiedział twardo, a po chwili zdał sobie sprawę, że musi idiotycznie wyglądać wykłócając się z policjantami w bokserkach w różowe misie.
Dostał je od swojej pierwszej i ostatniej dziewczyny i sentymentalnie do nich powraca, ale to inna historia.
- Ma pan dwadzieścia minut na spakowanie się i zabranie potrzebnych rzeczy. Samoloty już czekają w Poznaniu. Jeśli nie ma pan transportu pojedzie pan specjalną ciężarówką wraz z innymi.
- Eh, no dobra - odparł dla świętego spokoju.
- Proszę zrozumieć, robimy to dla pańskiego dobra. Za dwadzieścia minut widzimy się na dole.
Igor spakował do plecaka jedynie dokumenty, kilka ubrań i suchy prowiant. Czuł się, jakby wyjeżdżał na wycieczkę. Nie dopuszczał do siebie myśli, że owy koniec może być prawdą i że życie jego i całej ludzkości wisi na włosku.
To, co działo się na osiedlu można analogicznie porównać do mrówek, które biegają jak oszalałe, gdy kropla deszczu spadnie blisko mrowiska. Dzieci płakały. Ludzie bez samochodów wpychani byli do ciężarówek. Chaos! Chaos! Chaos!
Chwilę potem Igor był już w drodze do Poznania. Masa samochodów i czerwono-niebieskich ciężarówek z całej Wielkopolski śpieszyła na Poznańskie lotnisko. A tam setki samolotów! Ogromne, metalowe ptaki błyszczące w blasku słońca odlatywały z pasa startowego jeden za drugim tworząc niesamowity hałas, który zagłuszał nawoływania matek. Igor był w szoku. Czuł się, jakby ktoś wyprał mu mózg. Obrazy ledwo majaczyły mu przed oczyma, nie mógł się na niczym skupić i zupełnie nie rozumiał tej sytuacji. Przecież nic się nie działo! Po chwili został wepchnięty razem z tłumem do jednego z samolotów.
- Aaaaa! Koniec już blisko! - krzyczały młode kobiety, ściśnięte gdzieś na tyle samolotu.
- Proszę zachować spokój! - huknęło z głośników, a wszystkich sparaliżował głośny pisk.
Igor siedział obok jakiejś zapłakanej, starszej kobiety. Gdy wszystko ucichło dotarło do niego, że nawet nie wie gdzie lecą.
- Przepraszam, dokąd lecimy? - zapytał babinkę.
- Byle do nieba, byle do nieba - odpowiedziała i znowu zalała się łzami.
c.d.n
0 △|▽
Poprzedni wpis
Komentarze (11):
A już myślałem że publicystyka podupada 😁 ale to opowiadanie jest piękne !
0 △|▽
Coraz ciekawiej. Dałbym plusa, ale dziś już wykorzystałem, dostaniesz jutro 😉
Dwudziesty grudzień.
A nie przypadkiem:
Dwudziesty grudnia.
? 😉
1 △|▽
- Alijaa (+1)
Dziękuje za pomoc 😁
0 △|▽
Ależ nie ma za co, chętnie czytam Twojego opka 😉
P.S. Mam takie pytanko - mógłbym zapożyczyć pomysł apokalipsy, tyle że u mnie główny bohater pozostanie na Ziemi? 😉 Chyba że Ci się to nie podoba, zrozumiem.
0 △|▽
Tak możesz zapożyczyć pomysł 😜
1 △|▽
- Moist von Lipvig (+1)
Kiedy kolejna część?
0 △|▽
Już niedługo....
0 △|▽
Odświeżam.
0 △|▽
Bardzo fajne opowiadanie
0 △|▽
Odświeżam. 😈
__
Coś już długo nie ma. :c
0 △|▽
Dziękuje każdemu kto czytał moje opowiadanie.
Przepraszam też ale nie mam czasu na dokończenie :<
0 △|▽