Kryminałki - sprawa III

Hepatoil

Kryminałki - sprawa III

W centrali panował chaos. Dlaczego? Zjawił się w drzwiach, nad ranem, agent. I to z FBI! Miał się rozejrzeć i skontrolować to i tamto. A na koniec wypić po kielichu...

Tymczasem zastępca komendanta, pod pułkownik Józef Hunerliewicz, oprowadzał gościa, który był wysoki, szczupły i z brzuszkiem. Byłby przystojny gdyby nie to że ktoś kiedyś mu złamał nos ( komuś się nie chciało go prawidłowo naprawić ) i pokiereszował twarz. Na dodatek szef był nieobecny.

- A więc. - powiedział agent FBI niezłym polskim jak na cudzoziemca. - Opowiedz mi o waszej organizacji bo mamy dla was fuchę i bonusy...

- Nie ma sprawy. - odrzekł pod pułkownik. - Nasza organizacja nazywa się OAPN, czyli Ogólnoświatowa Agencja Przeciw Narkotykom. Mamy placówki na całym świecie, no prawie całym. Ten sześciopiętrowy budynek pośród lasu to centrala okręgu Polskiego. My mamy za zadanie: śledzić dilera, zdobyć dowody i zapuszkować kolesia. Każdy włada trzema językami: Angielskim i Amerykańską odmianą Angielskiego, Niemieckim i jeszcze jakimś innym, dowolnym językiem.

- Dobrych macie agentów?

- Oczywiście! Każdy ma kurs na komandosa, na broń palną, materiały wybuchowe oraz dwa inne, dowolne kursy. Mamy speców od wszystkiego, absolutnie od wszystkiego.

- Ciekawe, ciekawe... A ile ma pomieszczeń ten budynek?

- W piwnicy dwa, na parterze 5, na piętrze pierwszym są 4, a na reszcie po 3.

I tak dalej sobie gadali. Wreszcie poszli do samochodu. Dlaczego? Alkohol jest jak magnes. Zenek jechał z nimi bo miał sprawę do załatwienia w mieście.

Jak wiadomo najpierw przyjemności a później reszta, tak więc poszli do baru.

- Dobry koniak! - wyrzucił z siebie agent. Był lekko podchmielony.

- Wóda lepsza. - rzekł Józek.

Tymczasem do nich szedł.... Pułkownik! Wściekły jak teściowa która weszła podczas stosunku.

PIM! TRYCHTYCHTYH! Dowódca padł na twarz, prosto na stolik. Kilka cieni przemknęło obok ściany. Wszyscy padli na ziemię oprócz trzech osób, wiadomego pochodzenia. Wyjęli spluwy. Strzelanina się rozkręciła. Przeciwnicy kucnęli za samochodami a drudzy za ladą baru.

- O jasna! - ryknął jeden z bandytów ponieważ trzech z nich zostało trafionych w ciągu dziesięciu sekund! Został on i jeszcze jeden facet.

Nagle stała się krótkotrwała światłość. Granat... Bandyta przeczuwając koniec, odbezpieczył granat i dalej tłumaczyć nie trzeba. A słońce było tego milczącym świadkiem.

O 100 kilosów dalej odbywała się rozmowa w dużym pokoju, najprawdopodobniej w salonie jakiejś willi.

- No, co tam. - powiedział łysy mężczyzna po trzydziestce. - Co z towarem i zleceniem, bo jedno nawaliliście.

- Rozprawiliśmy się z frajerem co za to odpowiadał. - odparł najniższy stojący przed szefem, razem z jeszcze jednym typem.

- Ta? Ale będziecie bulić za to!

Typ wyjął zza paska rewolwer ośmiostrzałowy, dosyć zużyty.

- To nie nasza wina.

- Wiem! Ale odpowiesz za to! Mam twoją dziewkę, popracuję z nią na łóżeczku i z elektrodami jak mi nie załatwisz paczki z marychą.

- Tak jest!

Łysol się uśmiechnął.

- Mam nadzieję. A ten obok ciebie niech se pójdzie.

I tak zrobił.

Mężczyzna do którego słane były groźby zbladł.

- I dołożysz do tego trzy tysie.

- Czego?

- Euraków.

A w pokoju zapadał zmrok przeszywany świergotaniem ptaków.

0 △|▽


Komentarze (1):


Old Akhved

Odświeżam. :D

0 △|▽