Kryminałki - sprawa I

Hepatoil

Kryminałki - sprawa I

NATYCHMIASTOWO MÓWIĘ! NIE LUBISZ=NIE PISZ!

Jego kroki były niepewne. Co chwila stawał, nasłuchiwał lub przysiadał.

ŁUBUDU! BUM!

Las jakby się zbudził z wiecznego snu. Kilka saren spłoszonych, uciekło na pola, zające popędziły do nor, a on tylko powiedział:

- W lesie jest tyle drzew a ja musiałem akurat w te pier... ech... walnąć.

Wstał. Wyjął kałacha, i ruszył na palcach, niczym myszka. Przed nim była polana. Dochodziły z niej pijackie krzyki.

Nagle z krzaków przed nim wyszedł pijany mężczyzna, prawdopodobnie wartownik. Decyzja ukrywającego się była błyskawiczna: sięgnął po nóż, wyjął o zza paska, i wbił mu prosto w serce. Pijak od razu zwalił się na ziemię.

- Cholera. - powiedział morderca pijaka. - Szef się wku... wnerwi...

Reszta towarzystwa chlała, spała, paliła i bimber piła.

- Kłusownicy, na usługach Jenberowskiego. - rzekł. Popatrzył na naszywkę, naszytą na bluzce. Pisało na niej: Indike. To była jego ksywa, tak naprawdę nazywał się Zenek Icowicz.

- Ech... ten Konuś, znowu dał mi lugera. - szepnął pod nosem z gniewem na młodej twarzy. - I to z za długim tłumikiem. Wbija mi się w krocze. To mnie pozbawi możliwości posiadania dzieci!

A na polance było tak jak było. Postanowił ich załatwić. Było ich sześciu a on jeden sam, sam jak palec! To był krok szaleńca dla zwykłego człowieka, ale on takim nie był. Sięgnął ręką po pistolet na sprężony gaz ( wygrany w rozbieranego pokera, w lokalu koleżanki ), i po strzałki z środkiem usypiającym. Miał ich tylko pięć, o jedną za mało. To nie było przeszkodą.

Po chwili wyłonił się z krzaków. Od kłusowników dzieliło go siedem może osiem metrów.

SZTYM! SZTYM! SZTYM! SZTYM! SZTYM! Jedna po drugiej strzałka wylatywała z rewolweru na sprężony gaz, który miał pięć miejsc na pociski. Pijacy leżeli nie zdając niczego sobie z tego że ktoś za nimi jest. Chlejusom od razu, po utkwieniu strzałki w celu, padały głowy na wilgotną murawę. Tylko jeden pozostał ale spał. Zenek podszedł do pijaka i uderzył go ciosem karate i to prosto w szyję.

- No to gitara plus fortepian. Są unieruchomieni na kilka godzin. - mruknął pod nosem. - Lecę po wsparcie.

A noc wokół niego była czarna jak dobra kawa.

1 △|▽

  • Wielokropek (+1)

Komentarze (1):


Wielki Awersomik

Fajne ;)

Gitara + fortepian :D

Rozwaliło mnie

0 △|▽