Komputerowy narkoman - część IV

Mifinka

Komputerowy narkoman - część IV

PLUS !

Dziś przeniosę czas wydarzeń do dnia wczorajszego, dla jednych wiążącego się z nadzieją a dla innych, z normalnym dniem, lecz trochę smutnym. Jak sądzicie, czy ja, bohater naszego pamiętnikoopowiadania, przygotowałem coś szczególnego dla swojej wybranki serca? Czy to będzie dla mnie szczęśliwy dzień ? Czy może nie ? Proszę o to , aby najpierw przed przeczytaniem zapisać myśli w komentarzu ;)

Podsumowanie dni przed rocznicą śmierci świętego Walentego:

Ja i Patrycja posprzeczaliśmy się, usunęła związek na fejsie. Był udawany, widziałem ją tylko raz, nie wiele pamiętałem. Piszemy ze sobą od 2 tygodni, jest zaje*****. Pisałem o spotkaniu od kilku dni, o ciężkim jak na tę odległość dojeździe, braku hajsu i czasu, lecz ona była pozytywnie nastawiona tak jak ja. Chciała czerwoną róże. Napisałem, że ją dostanie.

Po dwóch dniach napisała coś o moich rzekomych kłamstwach, nie kumałem o co jej biega. Nie odpisywała, a jak już doszło do rozmowy to nie wiele się rozjaśniło. Pisała, że nie ma sensu się spotykać. Gdybym wtedy wiedział.... Ale jednak byłem nią zauroczony, na zdjęciach była na prawdę ładna, chodź pamiętałem że strasznie niska. Sprzedałem tabaki, oszczędziłem nie idąc na libacje. W moim portfelu zagościło 10 PLN w banknocie i około 21 PLN w monetach. Gdy opowiedziałem o wszystkim mamie, dorzuciła mi 20 złotych. Co za ulga, teraz mam jakieś tam pieniądze i mogę zabrać ją na kolacje albo cuś . Plan był taki:

I. Wrócić ze szkoły II. Wyszykować się, zabrać czekoladę. III. Ruszyć na pociąg o 15.30, w cenie 3.46 zł . IV. Pati . V. 19.30 Autobus powrotny. Chciałem dać jej czekoladę, na mieście kupić różę, gdzieś zabrać. Czy to nie jest dobry plan, dość romantyczny nawet. Byłem z siebie zdeka dumny. W przed dzień dostałem cynk, że na pkp może czekać na mnie jej były, który mi groził na Fb. Nie bałem się, niech przyjedzie. Ale nie obiecuje, że wróci cały. U siebie zawsze na pewnym gruncie, nie jestem raczej silny czy coś, ale nie pełny rok na kick boxingu coś dał chyba. Nawet jakbym przegrywał, to dostałby od kumpli, a jakby przyjechał ze swoimi to ustawka, a kumpli mam wiele silniejszych niż ja. A tak, to sam na mieście, gdzie mam jednego kumpla, który nie pomoże na pewno. Na mieście spotkałbym kogoś od nas, kto wraca ze szkoły, ale czy bym uciekł w razie jakby czekało ich na mnie 2-3 ? No cóż, kładę się spać, wspominając to co pisał Rafał. Wszystko samo się ułoży.

Dzień świętego walentego, 14 luty, 2012 rok naszej ery. :

Wesoła atmosfera w szkole, bla bla bla, życzenia. Chodź to nie ten sam klimat co kiedyś. W tym roku nie było dekoracji, poczty walentynkowej, dyskoteki ani nic. Chodź nasza wychowawczyni kupiła nam lizaki, to był miły gest. Dziś wtorek, wg. nowego planu wracam o 12.30, więc mam dużo czasu do pociągu. Całe lekcje myślałem o niej, czy się nie zbłaźnie, czy jednak mnie nie wystawi, czy zostanę przywitany przez zazdrosnego 17 latka z kolegami. Głowa pękała. W domu się wziąłem kąpiel, jeszcze raz popsikałem się dezodorantem i perfumem. Przebrałem się i czekałem chwile w domu. Doszedłem do wniosku, że tu to nie ma sensu bo chyba umrę. Wziąłem rękawiczki, ubrałem kurtkę. Buty ciasno na podwójne supły. Wyszedłem na miasto, wiedziałem że obok przystanku, spotkam mojego przyjaciela, oczekującego na autobus do domu. Nie było go, lecz gdy przeszedłem 20 m od "Pawilonu" wyszedł z za rogu. Opowiedziałem mu o wszystkim, zrobiło mi się lżej. Godzinę kręciliśmy się po przystanku pkp/pks. Kilka rzutów śnieżkami, docinki innym wokół. Pojechał, do mojego pociągu zostało 20 minut. Stanąłem na peronie, przyszedł znajomy policjant i pomyślałem, że w tej 25 minutowej drodze do Słupska, będę miał z kim gadać, oraz ciut bezpieczeństwa na obcym pkp przez kilka minut. Podróż minęła szybko. Pati nie było peronie, ani na ustalonym miejscu przed budynkiem. SMSy poleciały, kazała przyjść mi na ulicę wolności. Znam Słupsk, ale nie po ulicach! W końcu po 20 minutach i konsultacjach z przechodniami, znalazłem. SMS, musisz czekać aż zjem i wgl. aż się ogarnę. Nigdzie nie planuje wychodzić dłużej. Czekanie, 10 minut zwiedzania okolicy, trafiłem do sklepu z ASG, kumpel takiego szukał. Po obejrzeniu replik broni, kolimatorów, ubrań wojennych wziąłem wizytówkę i wróciłem na ulicę wolności. Stałem przed sklepem Bomi, po drugiej stronie ulicy. Za mną była jakaś mała hala targowa, spożywczaki, tanie produkty z niemiec, coś ala rynek. Na przeciw mnie szły nawet ładne brunetki, chyba w moim wieku. Cześć. Cześć. yyyyy, zdziwienie. No cześć. I koniec, przeszły dalej, odwróciłem się, zastanawiałem skąd się znamy. Jedna z nich spojrzała za siebie, uśmiechnęła się. Puki stały na przejściu, myślałem nad tym aby zagadać, to była również szansa na walentynki, które obecnie były wątpliwe. Pomyślałem, że przyjechałem do Pati, to będę uczciwy. To był błąd.

Następny SMS, będę z koleżanką, z tą Kingą. Jaką Kingą do cholery !? I co ona sobie myśli, z koleżanką na randkę...

Czekałem i myślałem, o niej, o tych dziewczynach , które mnie zaczepiły o sobie. W końcu SMS, idziemy, gdzie jesteś? - Przed Bomi- Odpisałem. Wypatrywałem, po kilku minutach zobaczyłem je po drugiej stronie ulicy. Ona cholernie niska, z tej odległości ciężko było wychwycić twarz. Jej koleżanka, widziałem na Fb, jednak ją pamiętam. Ulica ruchliwa, miałem minute na ostatnie myśli. Przeszły. Idą tu.

-Siemano. -

- No cześć. - Odpowiedziałem w lekkim szoku. Jakbym spotkał się z inną laską ! Pati była niższa ode mnie o chyba dwie głowy, a sam nie jestem wysoki. Jej walory i krągłości były ukryte pod czerwoną kurtką. Twarz, szok. Na zdjęciach prezentowała się ładnie, ale w praktyce, była niezbyt ładna, nie podobała mi się ani trochę. Ale to nic.

- No i jak tam?- Rzuciłem na początek.

- A dobrze. Po co przyjechałeś? - To pytanie mnie rozwaliło, przecież kilka dni temu...

- No jak to po co, do Ciebie.

- Pisałam, że to nie ma sensu, opłacało Ci się?

- No, miałem i mam nadzieje. Wiecie gdzie dostanę fajki? W tym spożywczym obok, nie chciała mi sprzedać- W tym momencie, znów wróciłem do fajek. Od razu zachciało mi się palić.

- Chodźmy, jest sklep obok.

- Okej, a może wytłumaczysz mi co niby pisałem ? Jakie kłamstwa?

- Nie, nie mogę. - Lekko się śmiała

- No czemu ?

- Bo nie !

- Dobra mniejsza !

Powinna była mi powiedzieć, ale nie chciała, o co jej chodzi ! Nie patrzyła mi w oczy, nie chciała rozmawiać. Odpowiadała nie chętnie. Gadałem z jej koleżanką, Spaliliśmy po szludze, poszliśmy dalej na spacer. Jej koleżanka pytała dużo o mnie, o moje miasto. O wsie obok, imprezy w nich. Ludzi. Coś jakoś rozmowa to była. Ale nie z tą co trzeba. Ja i Pati szliśmy szybko, ona się zmęczyła. Nawet nie ogarneliśmy się, jak zostaliśmy sami.

- Ty chyba serio nie chciałaś się spotkać.

- Nie no coś ty. - Odpowiedziała lekko błahym, drwiącym głosem.

- No przecież po Tobie to widać, nie słuchasz mnie i wgl.

- Nie no coś ty.

- Przecież, jak pisaliśmy to było świetnie.

- Oj tam.

Dobiegła Kinga. Rozmowa szła 3 po 3. Byłem piekielnie zły. Na co to było.

- A gdzie róża?

- Mhm, miałem kupić Ci na mieście, ale jak jesteś z koleżanką, to nie wypadami mi nie kupić jej. A kupić jej w twoim towarzystwie też nie. Poza ty, myślałem, że mnie wystawisz.

- Nie no coś ty. Nie byłabym aż taka.

- Mhm. - Miałem czekolade Milka, ale doszedłem do wniosku, że z Tego nic nie będzie, a czekolada za dobra dla takiej jędzy !

Zaciągnąłem je na prawie drugi koniec miasta, prawie pod dom kumpla. Poszliśmy do parku, było już dość ciemno. Na ławce siedziało dwóch punków z irokezami, trochę dalej kilku gości, byli głośni. Powiedziały, że to ich koledzy. Miałem lekką nie pewność. Zaczepiali, ale one coś tam im odkrzyczały. Przy następnej szludze, rozmowa dalej się nie kleiła, ja tylko nawijałem, odpowiedzi były znikome. Czekałem aż powiedzą, że sobie idą. I tak się stało, pożegnaliśmy się. Smętnie, z akcentem powiedziałem:

- Su**.

- Co?! Odwróciła się.

- Hm? Nie nic. - Ukrywając

- To strzała.

Co za koszmar minionej randki ! Szlag, totalna klapa. Wrócił mi obraz tamtych brunetek, głupek ze mnie, mogłem zagadać.

Poszedłem do kumpla, do autobusu miałem prawie dwie godziny. Wszyscy byli zdziwieni moją niezapowiadaną wizytą. Ale jak zawsze mnie ugościli, to byli moi najstarsi znajomi, którzy do miasta przeprowadzili się ledwo pół roku temu. Wraz z kumplem zjedliśmy czekoladę, pogadaliśmy. Byłem głodny, pomyślałem ,że możemy skoczyć do maka, to jakieś 700m z tąd. Przekonaliśmy jego mamę, ruszyliśmy szybkim krokiem, było 40 minut do autobusu. Wbiliśmy, nie było miejsc. Zamówiłem dwa cheeseburgery, tak na szybko. Wiedziałem, że się tym nie najem, ale chciałem oszczędzić. On to samo plus nuggetsy dla mamy. Powoli idąc w stronę jego bloku, pałaszowaliśmy ten tani fast food. Pożegnaliśmy się przed jego blokiem. Do przystanku miałem jakieś Półtorej kilometra. I kilka przejść. Musiałem się sprężać, miałem tylko 15 minut ! Szybkim truchtem, moim tempem dobiegłem tam na dziesięć minut przed ułożonym przyjazdem. Nie było tam osób z Kepic, potem jedynie zeszło się kilka osób wracających ze szkoły. Rozmowa z dalszym kumplem. Powrót do domu.

CO ZA NIEUDANE WALENTYNKI ! DAMN ! MOGŁEM ZAGADAĆ DO TAMTYCH DZIEWCZYN !

2 △|▽

  • Komarzyca (+1)
  • Tanromin (+1)

Komentarze (5):


Komarzyca

Bardzo mi się podoba :D ale.. może później napisze :D ..

0 △|▽


    Tanromin

    Głowa pękała. W domu się wziąłem kąpiel, jeszcze raz popsikałem się dezodorantem i perfumem.

    Chyba "W domu wziąłem kąpiel" bez tego "

    Puki stały na przejściu, myślałem nad tym aby zagadać, to była również szansa na walentynki, które obecnie były

    Tutaj chyba powinno być "Póki" ;c

    - Mhm, miałem kupić Ci na mieście, ale jak jesteś z koleżanką, to nie wypadami mi nie kupić jej

    wypada*

    Ciekawie pisane, a i historia znośna. Hapaj plusa.

    0 △|▽


      Inminn

      Super :P

      0 △|▽


        Van Gotes

        to dlatego nic nie mówiłeś w szkole! nie wiedziałem, że było tak źle

        0 △|▽


          Carhenka

          Fajne ,fajne. :)

          0 △|▽